Ta strona zapisuje w Twoim urządzeniu krótkie informacje tekstowe zwane plikami cookies (ciasteczkami). Są one wykorzystywane do zapisywania indywidualnych preferencji użytkownika, umożliwiają logowanie się do serwisu, pomagają w zbieraniu statystyk Twojej aktywności na stronie. W każdej chwili możesz zablokować lub ograniczyć umieszczanie plików cookies (ciasteczek) w Twoim urządzeniu zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Ustawienie lub pozostawienie ustawienia przeglądarki na akceptację cookies (ciasteczek) oznacza wyrażenie przez Ciebie świadomej zgody na takie praktyki.

OK, rozumiem i akceptuję
Europoseł Wiśniewska: w lutym Bruksela określi los polskiego przemysłu


W rozmowie z serwisem Energetyka24.com, europoseł Jadwiga Wiśniewska omówiła kierunek zmian Europejskiego Systemu Handlu Emisjami oraz odniosła się do wpływu unijnej polityki klimatycznej na polski sektor energetyczny. Podkreśliła również, że w tej drugiej kwestii wszystko zależeć będzie od lutowej debaty w Parlamencie Europejskim.

Jakub Wiech: W jakim kierunku zmierza obecnie reforma Europejskiego Systemu Handlu Emisjami w UE?

Jadwiga Wiśniewska: Głosowanie nad sprawozdaniem o reformie systemu handlu uprawnieniami do emisji dwutlenku węgla w UE (ETS) w komisji ENVI przyniosło mieszane rezultaty.

Z jednej strony między innymi dzięki naszym poprawkom, wprowadzono wiele pozytywnych rozwiązań. Przede wszystkim udało się poprawić sytuację ciepłownictwa, czyli sektora tak ważnego w Polsce dla zwalczania ubóstwa energetycznego. Po pierwsze, zachowano dla niego prawo do 30% darmowych uprawnień do emisji (wbrew komisji ITRE, która skasowała te uprawnienia). Po drugie, ciepłownictwo wyłączono z zastosowania współczynnika liniowego, który co roku redukowałby te uprawnienia.

Ponadto, lista sektorów, które podlegają ochronie przed konkurencją utrzymuje 100% uprawnień dla większości kluczowych sektorów narażonych na ucieczkę emisji oraz obniża próg dla oceny jakościowej dla tych, którzy na taką ochronę się nie kwalifikują. Współczynniki odniesienia (tzw. benchmarki) będą wyznaczone dla każdego sektora osobno w odniesieniu do realnych danych z tych sektorów, a alokacja uprawnień ma być bardziej dynamiczna, co będzie lepiej odpowiadać sytuacji tych sektorów oraz poszczególnych instalacji. Sektory najbardziej narażone na konkurencję, tj. stal czy nawozy, będą także wyjęte z działania współczynnika korygującego, gdyby ten miał mieć zastosowanie. Udało się także wprowadzić ułatwienia dla sektorów, które chcą stosować emisję CO2 w dalszej produkcji przemysłowej (tzw. CCU), zamiast emitować go do atmosfery.

A jeśli chodzi o negatywne dla Polski zjawiska?

Rzeczywiście niestety, wiele przyjętych postanowień jest niekorzystnych. Dotyczy to przede wszystkim nowego współczynnika liniowego, który będzie co roku zmniejszał ilość uprawnień wprowadzanych do systemu: zamiast 2,2% z propozycji Komisji, ma wynosić 2,4%, co oznacza zmniejszenie uprawnień o blisko 200 mln. Co ważniejsze, komisja ENVI postanowiła zmienić tzw. Rezerwę Stabilności Rynkowej (MSR), która została ustanowiona ok. półtora roku temu i nie zaczęła nawet funkcjonować. Według ENVI ilość uprawnień wycofywanych z rynku do MSR ma być podwojona przez pierwsze 4 lata, a 800 mln uprawnień z MSR ma zostać skasowanych na początku IV fazy, co będzie miało duży wpływ na cenę uprawnień.

Jednym z najgorszych postanowień jest wprowadzenie specjalnego mechanizmu mającego opodatkować import cementu do UE. Doprowadzi to do zdjęcia cementu z listy sektorów narażonych na ucieczkę emisji. Wprawdzie oznacza to znacznie więcej darmowych uprawnień dla innych sektorów (cement otrzymuje ponad 20% wszystkich darmowych uprawnień), ale jest także równoznaczne z tym, że cement będzie musiał kupić wszystkie uprawnienia na rynku. To z kolei spowoduje znaczący wzrost kosztu uprawnień sprzedawanych na aukcjach oraz znaczący wzrost kosztów produkcji cementu. Bardzo źle wyglądają postanowienia dotyczące mechanizmów wsparcia dla sektora energetycznego w biedniejszych państwach - w tym w Polsce: określone kryteria są bardzo restrykcyjne (promują prawie wyłącznie odnawialne źródła energii i niemieckie technologie gazowe), a struktura zarządzania jest wyjątkowo nieprzejrzysta i administracyjnie uciążliwa.

Jakie działania podejmują polscy europosłowie w ramach dyskusji o ETS?

Byliśmy aktywni na każdym etapie: składając poprawki, uczestnicząc w dyskusjach, wpływając także na kierunek projektu i negocjacje, gdyż sprawozdawca był z naszej grupy. Ułatwiało nam to nieformalne wpływanie na przebieg prac, ale ostatecznie o kształcie raportu decyduje większość. Ta zaś w komisji ENVI jest bardzo nieprzychylnie nastawiona do naszych postulatów, w szczególności wobec sektora energetycznego.

Nie jest to jednak koniec zmagań. Przed nami sesja plenarna, prawdopodobnie w lutym. Jest ona dla nas ostatnią szansą, ponieważ Parlament jako całość wykazuje się zazwyczaj większą dozą zdrowego rozsądku niż komisja ENVI. Zatem miejmy nadzieję, że te absurdy uda się naprawić przy pomocy wszystkich posłów, którym przyszłość europejskiego przemysłu i bytu obywateli nie jest obojętna.

Jak Pani ocenia wpływ polityki klimatycznej UE na polski sektor energetyczny?

Niestety, w naszym przypadku jest on bardzo zły. Gospodarka żadnego innego państwa członkowskiego nie jest oparta na węglu w takim samym stopniu, jak nasza. To powoduje, że każda próba podniesienia poziomu ambicji klimatycznych, przez co należy rozumieć podniesienie ceny uprawnień do emisji CO2, bardzo negatywnie odbija się na produkcji energii elektrycznej oraz ciepła w Polsce.

To z kolei ma dalsze negatywne skutki w postaci utraty konkurencyjności przez polski przemysł oraz pogorszenia sytuacji bytowej obywateli - już teraz skalę ubóstwa energetycznego w Polsce ocenia się na ponad 10% populacji. Tu dochodzimy zresztą do paradoksu polityk klimatycznych i środowiskowych UE: przyjmując środki, które rzekomo mają poprawiać jakość powietrza i zmniejszać emisje CO2, tak naprawdę pogarszamy sytuację. Ludzie, których nie stać na korzystanie z ciepłownictwa sieciowego, muszącego słono płacić za emisje, zaczynają korzystać z rozwiązań indywidualnych. Te zaś emitują jeszcze więcej, ale nie są objęte opłatami. Zresztą, to właśnie tzw. niska emisja jest w największym stopniu odpowiedzialna za problem smogu w Polsce.

Polska jest zatem w bardzo trudnej sytuacji, gdyż nie stać nas na radykalną rewolucję w sektorze energetycznym, a obecne polityki unijne coraz bardziej utrudniają nam utrzymywanie status quo.

Czy uważa Pani, że inwestowanie w węgiel, który pozostanie w następnych dekadach dominującym surowcem w naszym miksie energetycznym, nie jest sprzeczne z polityką klimatyczną UE?

W oczach wielu na pewno jest, choć dla nas niekoniecznie. Najnowsze technologie węglowe redukują znacząco emisje w stosunku do starych rozwiązań. Nieprzejednani przeciwnicy węgla powiedzą, że to nie wystarczy, bo musimy zdążać w kierunku całkowitej dekarbonizacji. Ja się z tym nie zgadzam z kilku powodów.

Po pierwsze, jeszcze dziś węgiel odpowiedzialny jest za produkcję 40% energii elektrycznej w skali globalnej i wcale nie przewiduje się rychłego spadku. Węgiel jest po prostu relatywnie tani, o ile nie nakłada się na niego obciążeń podatkowych. Dlatego, jeżeli nie chcemy przegrać w globalnym wyścigu konkurencyjności, musimy to wziąć pod uwagę.

Po drugie, Porozumienie Paryskie (które swoją drogą stało się możliwe do osiągnięcia tylko dlatego, że UE odpuściła dekarbonizację) przewiduje równowagę między obniżaniem emisji i zwiększaniem zdolności do ich pochłaniania. Tego zwolennicy dekarbonizacji nie chcą przyjąć do wiadomości. Liczymy jednak na to, że uda nam się w końcu przekonać ich do tego, że Polska, jako kraj o dużym potencjale leśnym, nie jest tak szkodliwa dla klimatu, jak się to powszechnie przedstawia.

Wierzę zatem, że jest w Polsce przyszłość dla sektora węglowego, choć wymaga on rozsądnej restrukturyzacji i stosowania najnowszych technologii, w tym kogeneracji. Warto zwrócić uwagę, że dopiero co opublikowany raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej o Polsce zaleca między innymi unowocześnianie elektrowni węglowych, a nie ich całkowite zamykanie.

Jak ocenia Pani pakiet zimowy? Jaki wpływ będzie on miał na Polskę? 

Pakiet zimowy jest jedną z najbardziej kompleksowych inicjatyw legislacyjnych ostatnich lat. Obejmuje ona rewizję prawa unijnego w kluczowych dla Polski sprawach m.in. w zakresie zwiększania efektywności energetycznej, rozwoju OZE czy regulacji wewnętrznego rynku energii.

Pierwsze analizy pakietu pokazują, że będzie on dla Polski sporym wyzwaniem. Zdecydowanie sprzeciwiamy się wprowadzeniu limitu jeśli chodzi o emisyjność technologii, na których można budować rynki mocy. Proponowany wskaźnik (550 g CO2/kWh) wyłącza możliwość stosowania węgla. Jest to zapis dyskryminujący konkretny nośnik energii, co stoi w sprzeczności z traktatami unijnymi. Stanowią one, że odpowiedzialność za kształtowanie miksu energetycznego jest kompetencją wyłączną państw członkowskich. Tymczasem wskazany przez KE próg emisyjności jest próbą obejścia tej zasady i wprowadzania limitów emisji tylnymi drzwiami. Warto zauważyć, że  - przynajmniej do ukończenia Bramy Północnej (to terminal LNG w Świnoujściu i planowany Korytarz Norweski - przyp. red.) - naturalną konsekwencją wyparcia węgla z polskiego rynku mocy będzie zwiększenie importu jego najbardziej stabilnego zamiennika, czyli gazu ze wschodu. W kontekście polityki prowadzonej przez Rosję w stosunku do UE, dalsze uzależnianie się od rosyjskiego gazu jest działaniem na własną szkodę.

Jeśli natomiast chodzi o inne główne elementy pakietu, Polska będzie dążyć do dalszego „urynkawiania” OZE. Propozycje przedstawione przez KE w tym zakresie są dobrym punktem wyjścia. Ponadto, Polska przygląda się z uwagą postulatom UE jeśli chodzi o zwiększanie efektywności energetycznej. Konkretne działania w tym zakresie (np. lepsza izolacja budynków) prowadzą do obniżek cen dla konsumentów, a także stwarzają szanse rozwoju sektora budownictwa. Polska sprzeciwia się jednak ustanowieniu wiążącego dla całej UE celu ograniczenia zużycia energii o 30 proc. do 2030 r. Uważamy to za kolejny przejaw unijnego przeregulowania.

Jak ocenia Pani decyzję KE w sprawie OPAL? Z czego mogła wynikać?

Zwiększenie przepustowości gazociągu OPAL dla Gazpromu należy uznać za decyzję skrajnie niekorzystną dla całej UE. Polityczny wydźwięk tego posunięcia jest taki, że poszczególne kraje przedkładają dobre relacje z Rosją ponad europejską solidarność. Na poziomie technicznym decyzję należy odczytywać jako zwiększenie dominacji rosyjskiego gazu na rynku Europy Środkowo-Wschodniej. Dzięki OPAL-owi i rozbudowywanym właśnie połączeniom transgranicznym surowiec będzie płynął do nas z innego kierunku, natomiast będzie to ten sam rosyjski gaz. Zwiększając przepustowość OPAL-u, Komisja przeczy sama sobie, gdyż od kwietnia 2015 r. prowadzi przeciwko Gazpromowi śledztwo antymonopolowe. Jednym z głównym zarzutów pod adresem spółki jest.... nadużywanie pozycji dominującej w naszym regionie. W tym kontekście, wysyłanie sprzecznych ze sobą sygnałów jest kompletnie niezrozumiałe. Ciężko więc powiedzieć, jakie dokładnie względy kierują tutaj Komisją.

Niezależnie od nich polski rząd oraz spółka PGNiG zaskarżyły decyzję Komisji w tej sprawie do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Póki co, udało się tymczasowo zawiesić jej wykonanie. Lada dzień sąd ma orzec o ewentualnym przedłużeniu tego środka. Liczymy, że wykonanie decyzji Komisji będzie wstrzymane przez sąd do czasu wydania wyroku w tej sprawie, co może potrwać nawet kilka lat. Gazprom ignoruje jednak obowiązujący już zakaz i w dalszym ciągu korzysta ze zwiększonych możliwości przesyłowych OPAL-u. W związku z tym stanowczo domagamy się od Komisji, aby wymusiła na rosyjskiej spółce przestrzegania prawa w tym zakresie.