Ta strona zapisuje w Twoim urządzeniu krótkie informacje tekstowe zwane plikami cookies (ciasteczkami). Są one wykorzystywane do zapisywania indywidualnych preferencji użytkownika, umożliwiają logowanie się do serwisu, pomagają w zbieraniu statystyk Twojej aktywności na stronie. W każdej chwili możesz zablokować lub ograniczyć umieszczanie plików cookies (ciasteczek) w Twoim urządzeniu zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Ustawienie lub pozostawienie ustawienia przeglądarki na akceptację cookies (ciasteczek) oznacza wyrażenie przez Ciebie świadomej zgody na takie praktyki.

OK, rozumiem i akceptuję
Dom Historii Europejskiej – próba wypaczenia historii

Dom Historii Europejskiej (powstały z inicjatywy parlamentu Europejskiego), jak sama nazwa wskazuje, powinien przywoływać u Europejczyka wspomnienia związane z jego domem rodzinnym, z jego ojczyzną, a więc prezentować wartości, zaszczepione mu w dzieciństwie, wartości, które stanowią fundament Starego Kontynentu. Wizyta w tym muzeum wywołuje jednak diametralnie inne odczucia, które można by określić jako zdziwienie i niepokój, które stopniowo, w miarę przemierzania kolejnych pięter ekspozycji, ustępują miejsca złości i poczuciu niesprawiedliwości.


Wystawa rozpoczyna się od ekspozycji, która nosi tytuł „Kształtowanie Europy". Najpierw, na tle map świata pochodzących z różnych epok, zostaje zaprezentowany mit o porwaniu Europy. Następnie odwiedzający ma przyswoić fundamentalne pojęcia, które tworzą europejskie dziedzictwo. W sposób bardzo schematyczny zostają przedstawione hasła takie jak; filozofia grecka, demokracja, oświecenie, humanizm, praworządność i chrześcijaństwo. Figurka mająca symbolizować praworządność została zestawiona ze zdjęciem rosyjskiego aktywisty walczącego o prawa gejów, natomiast fragment ekspozycji odnoszący się do wszechobecności chrześcijaństwa w życiu codziennym, opatrzony został pejoratywnym komentarzem. Na tym etapie nie można mieć już wątpliwości, że w muzeum nie zostały, w sposób obiektywny, przedstawione fakty historyczne, ale że próbuje się nam narzucać znaną ze współczesnej przestrzeni publicznej ideologię. Ta rażąca dla osoby znającej historię Europy różnica, między faktem a opinią, może być jednak zbyt subtelna do wychwycenia dla odwiedzających, którzy nie mieli nigdy sposobności do poznania spuścizny Starego Kontynentu.

W obrębie ekspozycji o tytule „Pamięć i europejskie dziedzictwo" zaprezentowano również takie pojęcia jak; terror państwowy, marksizm, komunizm i socjalizm, kolonializm, handel niewolnikami i ludobójstwo. Dobór tych pojęć i uznanie ich za europejską spuściznę budzi duże wątpliwości, zwłaszcza, że nie wspomniano nawet w jednym zdaniu o bogactwie kulturowym i naukowym dorobku Europy, dorobku nieporównywalnym z osiągnięciami żadnego innego kontynentu. Wprowadzenie tego chaosu pojęciowego ma moim zdaniem na celu umniejszenie znaczenia i ośmieszenie wartości, które stanowią fundament ideologiczny i kulturowy Europy, co potwierdza umieszczony pod sufitem cytat: „Europa to jedyne miejsce na świecie, gdzie tożsamość nie jest kultem, lecz pytaniem".

Po tym wstępie płynnie przechodzimy do kolejnej części wystawy, która ma przedstawić „Europę jako potęgę". Prezentacja wydarzeń historycznych rozpoczyna się od rewolucji francuskiej. Pojawia się więc pytanie czy jest to wydarzenie, które zasługuje na upamiętnienie w kontekście tego, że pominięto co najmniej kilkaset lat europejskiej historii. Dużo uwagi poświęcono tutaj również niewolnictwu, nie podkreślając, że było ono wprowadzane tylko przez kilka najbogatszych państw zachodnich i że ta forma ucisku była już głęboko zakorzeniona w świecie starożytnym i nie stanowi wynalazku europejskich kolonizatorów z XIX wieku. Niewolnictwo na Czarnym Lądzie zostało zestawione z uciskiem klasy robotniczej związanym z rewolucją przemysłową. Wyzysk robotników został opatrzony komentarzem samego Lenina, który jest chyba najczęściej wspominaną w muzeum postacią historyczną. Prezentowanie konkretnego zjawiska często zakończone jest kontrowersyjnym pytaniem. Gdy na ekspozycji zostaje zestawiony holocaust z antyimigranckim graffiti, zadane zostaje pytanie o to, czy takie ludobójstwo mogłoby się jeszcze kiedyś powtórzyć.

Na różnych etapach wystawy i w różnych kontekstach przywoływana jest idea państwa narodowego, która każdorazowo zostaje sprowadzona do nacjonalizmu. Możemy przeczytać m. in., że „Legendy, mity i chwalebna przeszłość stają się ważnymi elementami ruchów narodowych próbujących kształtować tożsamość narodową tożsamość, która zgodnie z wyobrażeniami ma być wyjątkowa i różna od innych." Twórcy muzeum próbują udowodnić, że tożsamość narodowa jest czymś sztucznym, jest wynalazkiem XIX wieku, który miał destrukcyjny wpływ na całe europejskie społeczeństwo. Dowiadujemy się jednak, że niektóre światłe jednostki miały jednak nadzieję na zjednoczenie Europy i przezwyciężenie narodowych partykularyzmów.

W muzeum znajduje się obszerna wystawa dotycząca pierwszej wojny światowej. Ponownie w tym kontekście zostaje przywołane pojęcie narodu, tym razem, aby wskazać, że nacjonalizm słowiański był jedyną przyczyną światowego konfliktu. Twórcy wystawy po raz kolejny udowadniają odbiorcy, że chęć narodów do samostanowienia i kształtowanie w ludziach poczucia tożsamości narodowej zawsze prowadzi do nienawiści, a w konsekwencji do rozlewu krwi. Idea walki o wolność swojego narodu zostaje również ośmieszona w następujących słowach: „To stare kłamstwo: Słodko i zaszczytnie jest umrzeć za Ojczyznę", które pojawiają się jako komentarz do bilansu strat poniesionych po obu stronach konfliktu. Jedna z gablot wystawy wskazuje również na wzmożoną duchowość jako reakcję na cierpienia wojenne, a jako jedną z jej form podaje organizowanie przez rodziny żołnierzy seansów spirytystycznych, mających na celu nawiązanie kontaktu ze zmarłymi bliskimi. Należy z dużą dozą ostrożności stwierdzić, że takie zachowania mogły mieć miejsce, jednak podnoszenie tego do wymiaru ogólnoeuropejskich tendencji jest oczywiście dużym nadużyciem.

Kolejna sekcja wystawy opowiada o rozwoju i upadku demokracji w dwudziestoleciu międzywojennym. Ponownie mamy tu do czynienia z chaosem pojęciowym, celem wystawy jest zestawienie cech narodowego socjalizmu niemieckiego z rosyjskim stalinizmem, który zastępuje pojęcie komunizmu. Stalinizm nie był przecież odrębnym nurtem ideologicznym, można się więc zastanawiać czy usuwaniu ze świadomości ludzi pojęcia komunizmu przyświeca ten sam cel, co politykom obarczającym winą za holocaust nazistów, a nie Niemców. Tutaj dowiadujemy się również, że narody, które tak bardzo chciały o sobie stanowić, że wywołały ogólnoświatowy konflikt, w ostatecznym rozrachunku nie umiały funkcjonować w ramach demokracji, bowiem w większości utworzonych na mocy traktatu wersalskiego państwach, wprowadzono systemy autorytarne. Ogromne oburzenie wzbudza ukazanie figurki Józefa Piłsudskiego obok zdjęć dzieci z Hitlerjugend przedstawionych na tle swastyki. Zrównanie rządów marszałka z totalitarnym systemem zagłady to jawna manipulacja opinią publiczną.

Można wskazać na wiele uchybień w sposobie przedstawienia II wojny światowej w tym muzeum. Chciałabym się jednak odnieść do, moim zdaniem, najbardziej zakłamanego i karygodnego fragmentu wystawy dotyczącego rozrachunku ze zbrodniami II wojny światowej. Ekspozycja ukazuje tam Niemców, na czele z Willym Brandtem, którzy przepraszają za holocaust. Następnie pojawia się informacja o tym, że dopiero wydanie w 2000 roku książki pt. „Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka" autorstwa Jana Grossa rozpętało debatę na temat roli Polaków jako ofiar zbrodni lub sprawców przemocy. Wypowiedź ta nie jest opatrzona żadnym komentarzem, za to na ścianie możemy przeczytać cytat z wypowiedzi A. Kwaśniewskiego: „Dzisiaj jako człowiek, jako obywatel i jako prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, przepraszam. Przepraszam w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią". Polacy więc nie mogą dziwić się, że zachodnia opinia publiczna cały czas obarcza ich winą za zbrodnie niemieckie, skoro tutaj, w sercu europejskiej strategii politycznej, spotykamy się z tak rażącym przekłamaniem.

W swojej wypowiedzi nie odniosłam się na pewno do wszystkich kwestii, które wymagałyby komentarza, chciałam jednak przedstawić te aspekty wystawy, które najbardziej mnie dotknęły. Dom Historii Europejskiej jest muzeum bardzo nowoczesnym, zawiera wiele interaktywnych elementów, które w połączeniu z bezpłatnym wstępem sprawiają, że jest odwiedzane przez wielu turystów. Uważam, że drzemie w nim ogromny potencjał, który jednak zostaje kompletnie zmarnowany przez treści, które są tam prezentowane. Nie jest to z pewnością miejsce, które w sposób obiektywny przedstawia fakty historyczne, pozwala zgłębić przeszłość Europy i zapoznać się z jej ideologicznymi fundamentami. To wielkie muzeum, znajdujące się zaraz koło Parlamentu Europejskiego, w sercu integracji europejskiej, służy jako środek do manipulacji i zakłamywania historii, a także umniejszania wartości dziedzictwa Starego Kontynentu.

 

Aleksandra Borek

Studentka prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim. W lutym 2019 r. odbyła miesięczny staż w biurze Europoseł Jadwigi Wiśniewskiej w Brukseli.