Feminizm, od lat obecny w unijnych strukturach, nie jest już jedynie wywołującą uśmiech politowania ciekawostką. Najnowsze propozycje europejskich feministek szokują przekonaniem o słuszności jednego światopoglądu. W ideologicznym zaślepieniu zaszły już tak daleko, że proponują skrajnie niedemokratyczne rozwiązania - nakazujące Parlamentowi Europejskiemu automatycznie uwzględniać ich postulaty.
W Parlamencie Europejskim komisja FEMM, z nazwy broniąca praw kobiet i równouprawnienia, swoją działalnością pokazuje coś zupełnie przeciwnego. W grupie blisko 70 posłów, na palcach jednej ręki można zliczyć tych o konserwatywnym światopoglądzie. Jako członek komisji z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, odnoszę wrażenie, że prace tej komisji bronią interesów tylko jednej grupy kobiet - europejskich feministek.
W FEMM każdy problem kobiet ma jedną przyczynę - utrwalone schematy społeczne. Podstawowy stereotyp będący przyczyną ucisku jest zawsze ten sam: kobieta chcąca koncentrować się na swoich dzieciach, zamiast na życiu zawodowym. Feministyczna lista wstydu jest oczywiście dużo dłuższa i obejmuje takie przejawy "zacofania", jak brak równouprawnienia osób LGBTIQ, wstrzymywanie powszechnego dostępu do aborcji oraz częstsze zatrudnienie kobiet w zawodach opiekuńczych.
Propozycje FEMM to modelowy przykład kobiecości wypaczonej ideologią, która dzieci uznaje za przeszkodę w rozwoju kariery. Przykładowo, choć dostrzeżono, że szczególnie zagrożone ubóstwem są samotne matki, równocześnie za jego przyczynę uznano "zamykanie kobiet w typowo kobiecych rolach". Zupełnie zignorowano fakt, że choć rozwój zawodowy jest konieczny do wyjścia z ubóstwa, to główną przyczyną biedy samotnych rodziców jest brak możliwości swobodnego kształtowania czasu pracy. Dzięki niej można łączyć obowiązki zawodowe i rodzinne, szczególnie obciążające dla samotnych rodziców.
Znalezienie odpowiedzi na realne potrzeby kobiet i rodzin wymaga politycznej woli, której w FEMM nie widać. Wypowiadając się o zmianach koniecznych dla faktycznego równouprawnienia w raporcie o tzw. gender mainstreamingu zawarto szereg kontrowersyjnych postulatów. Wyposażenie Parlamentu Europejskiego w neutralne płciowo toalety czy szkolenia z feministycznej nowomowy to tylko przykłady rozwiązań proponowanych przez feministki. Wielokrotnie przywoływano też parytety płci w strukturach Parlamentu. Zaskakuje mnie, że patrząc na komisję FEMM, gdzie zasiada ponad 8 razy więcej kobiet niż mężczyzn, nikt z posłów nie doszedł do wniosku, że do równouprawnienia nie prowadzi ilościowy rozdzielnik. Jednak najbardziej szokuje mnie przekonanie o nieomylności FEMM, o czym świadczy propozycja automatycznego - bez wcześniejszego głosowania - dołączania feministycznych poprawek do dokumentów opracowywanych w innych komisjach.
Prace komisji FEMM stanowią najlepszy przykład tego, jak bardzo UE zapomina o wartościach, na których została ufundowana. Powrót do nich wymaga jednak wyjścia poza utrwalane przez lata schematy. Debata na strasburskiej sesji plenarnej pokazała to wyraźnie - na wezwanie, aby nie niszczyć chrześcijańskiego dziedzictwa Europy, lewicowa deputowana ze Szwecji oskarżyła mnie o ciągłe blokowanie zmian poprawiających sytuację kobiet. Wydawałoby się, że przekonanie o absolutnej słuszności jednego światopoglądu odeszło wraz z realnym socjalizmem. Okazuje się jednak, że w komisji FEMM ma się ono, niestety, bardzo dobrze.