Ta strona zapisuje w Twoim urządzeniu krótkie informacje tekstowe zwane plikami cookies (ciasteczkami). Są one wykorzystywane do zapisywania indywidualnych preferencji użytkownika, umożliwiają logowanie się do serwisu, pomagają w zbieraniu statystyk Twojej aktywności na stronie. W każdej chwili możesz zablokować lub ograniczyć umieszczanie plików cookies (ciasteczek) w Twoim urządzeniu zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej. Ustawienie lub pozostawienie ustawienia przeglądarki na akceptację cookies (ciasteczek) oznacza wyrażenie przez Ciebie świadomej zgody na takie praktyki.

OK, rozumiem i akceptuję
Praworządność po brukselsku


Komisja Europejska opublikowała Raport na temat Praworządności w państwach członkowskich UE. Jego lektura prowadzi do wniosku, że jest tendencyjny i przygotowany na polityczne zamówienie. Wystawia też negatywne świadectwo KE, pokazując że wciąż stosuje ona podwójne standardy, a zagadnienie praworządności traktuje jako narzędzie politycznego nacisku. W raporcie tym bowiem KE odnotowuje „postęp” w sprawie sytuacji sądownictwa w Polsce i w zapewnianiu niezależności prokuratury od rządu, co w obliczu działań Koalicji 13 grudnia pokazuje, że KE jest głucha i ślepa na systemowe łamanie praworządności w Polsce na bezprecedensową skalę. 

Komisja po raz kolejny w charakterystyczny dla siebie sposób odwraca pojęcia - nawet słowem nie odniosła się do szeregu jaskrawych przejawów łamania przez rząd Koalicji 13 grudnia podstawowych zasad praworządności - zamachu na zasady Konstytucji, demontażu kluczowych instytucji państwa, lekceważenia prerogatyw Prezydenta RP, bodnaryzacji prawa, nielegalnego przejęcia mediów publicznych, prokuratury, stanowiska Prokuratora Krajowego czy czystek w sądach. W raporcie nie znajdziemy także odniesienia do nielegalnego wtargnięcia do Pałacu Prezydenckiego, czy aresztowania polityków opozycji posiadających immunitet.

W zestawieniu z obecną rzeczywistością polityczną w Polsce i jawnym łamaniem praworządności na niespotykaną dotąd skalę, swoim raportem KE przyznała się do tego, że kwestia otwarcia i zamknięcia procedury z art. 7 z praworządnością nie miała nic wspólnego, a była jedynie narzędziem politycznego nacisku na konserwatywny rząd Prawa i Sprawiedliwości. Cel był jeden - przejęcie władzy przez D. Tuska, namaszczonego przecież na premiera Polski przez samą przewodniczącą KE Ursulę von der Leyen.

Kolejnym dowodem na instrumentalne wykorzystywanie zagadnienia praworządności jest także fakt, że w poprzednich raportach Komisja nie brała pod uwagę wyjaśnień i stanowisk polskiego rządu, a wszelkie problematyczne kwestie z punktu widzenia z góry powziętych tez raportu, były ignorowane. W przeciwieństwie do lat poprzednich, Komisja nie odniosła się do tematu aborcji, czy sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Prowadzi to oczywistego wniosku, że kwestia praworządności w Polsce podnoszona była tak długo, jak u steru był konserwatywny rząd, kwestionujący największe absurdy unijnego mainstreamu.

Raport obnaża z całą mocą hipokryzję Komisji Europejskiej i stanowi kompromitację kluczowych jej postaci -  komisarzy Jourovej i Reyndersa, odpowiadających za kwestie związane z praworządnością oraz przewodniczącej Von der Leyen, firmującą swoja twarzą szkodliwą działalność Komisji w ostatnich latach. Niestety, zeszłotygodniowa reelekcja von der Leyen, wobec której byłam zdecydowanie przeciwna, oznaczać będzie kontynuację obranej linii.

W sytuacji, gdy po raz pierwszy od lat naprawdę dochodzi w Polsce do łamania podstawnych zasad konstytucyjnych, realne działanie ze strony Komisji, które mogłoby położyć temu kres lub przynajmniej zdyscyplinować obecny rząd, byłoby wysoce oczekiwane. Niestety, Komisja jest głucha i ślepa na działania Koalicji 13 grudnia, pozostając w całkowitym, nie pierwszy zresztą raz, oderwaniu od prawdziwych potrzeb obywateli.